Już w B&B Il Belveliero. Netbook odmówił posłuszeństwa – nie połączy się z Internetem i koniec. Już kiedyś coś takiego zrobił, pomógł wtedy powrót do momentu przed aktualizacją. Teraz nie pomaga nic. Trudno się mówi.
Nie pisałam o wczoraj, bo wróciłam o wpół do drugiej w nocy, no i w Palazzo Mokarta chwilowo nie było Internetu. Tam po prostu nie było, tu jest, a nie działa. Ale basta o Internecie. Palazzo Mokarta to niesamowite miejsce! Przepiękna kamienica z XVIII wieku, duże mieszkanie, bardzo ładnie urządzone. Wyjście na taras z widokiem na morze – od Torre Ligny aż do Erice. Pod oknami ciągnie się miejska plaża. Aż szkoda było wychodzić stamtąd!
A wcześniej, czyli wczoraj: coś tam pisałam od Gianniego, nie pamiętam dokładnie co opisałam a czego nie. Rano Gianni podjechał pod B&B Aromi Diversi. Całkiem niedaleko B&B znajduje się niezwykłe miejsce i niezwykły człowiek – Signor Noto, właściciel prywatnego kantoru z winem, nawet nie wiem jak się takie miejsce nazywa. Nie ma szyldu, żadnej informacji, ale co chwilę ktoś przychodzi z butelką plastikową, kanistrem. W środku przeogromne beczki z winem i puste, na wino. Te największe z XIX wieku! Pan Noto opowiedział mi, że te beczki przypłynęły statkiem, ale nie w całości, tylko rozłożone na deseczki, na których do dziś widać liczby – numery kolejne, pomagające złożyć beczkę na nowo. Niestety, nie ma komu przekazać swojej działalności, oraz tych imponujących, zabytkowych beczek, bo nikt z rodziny nie jest zainteresowany kontynuowaniem działalności…
Pan Noto sprzedaje wino – znane tutaj marki, takie jak Marsala, Zabibbo, a również własne wino, jak też ocet balsamiczny. Ale nie tylko z tego jest znany, bo pan Noto jest poetą, kiedyś mieszkał i pracował w Hiszpanii, gdzie śpiewał we włoskich lokalach. Udało mi się nakręcić – za jego zgodą – fragment piosenki i wiersza, specjalnie dla mnie… Niezwykłe miejsce, niezwykły człowiek!
Później pojechaliśmy na targ rybny, Gianni kupił trochę frutti di mare na kolację i witał się ze znajomymi, w sklepie obok kupił oliwki, a mnie się udało wreszcie kupić ser ricotta salata do penne alla Norma. Później zajechaliśmy do mojego pałacu – nie znajduję słów, żeby się dostatecznie nim zachwycać, napisałam o nim powyżej, a w galerii obiecuję zdjęcia…
Później na samiutkim koniuszku Starego Miasta, tam gdzie miasto klinem wchodzi w morze zatrzymaliśmy się na ulicy metr od brzegu. Moje ulubione miejsce, domy rybaków nad morzem, ławeczka. Okazało się, że ten najładniejszy, niewielki domeczek z ławeczką należy do niego! Można tam sobie wynająć mieszkanko! Coś przepięknego!
Niedaleko przejeżdżając zaułkiem zobaczyliśmy starszego pana naprawiającego sieci – to jego zajęcie, całymi dniami siedzi tak na progu warsztatu i pracuje. Oczywiście, pozdrowiliśmy go i pojechaliśmy do mieszkania Gianniego i Lilian. Malenka Vittoria, urodzona w lipcu dostała koszulkę - body z Jedziemy na Sycylię, dorośnie do niej na wiosnę.
Po południu pojechaliśmy wszyscy nad morze: Gianni, Lilian, Vittoria na rękach rodziców (goły brzuszek, gołe rączki i nóżki, bez czapeczki – nasze polskie mamy by chyba zawału dostały…) i Mateusz, który od roku mieszka w Trapani i współpracuje z Easy Trapani. Pojechaliśmy do Cornino, w miejsce, które się nazywa Scivolo di Cornino, czyli zjazd. W sezonie są tu drewniane platformy, żeby łatwiej wejść do morza, teraz niestety już zdemontowane, no bo jest po sezonie, choć upał i dużo plażowiczów. Atmosfera domowa, zaraz się znalazły jakieś ławeczki, Vittoria dostała coś w rodzaju łóżeczka.
Zejście do wody niełatwe (bez tych drewnianych ułatwień, po których zostały tylko belki), można naprawdę się ześlizgnąć. Woda chłodna na początku, a potem jest bardzo ciekawie bo miesza się tam zimna woda z cieplejszą, i pływając wyraźnie można to odczuć. Udało mi się trochę popływać z maską i fajką no i troszkę nakręcić – były ryby i różne porosty. Upalnie nie było, szczególnie po wyjściu z wody, ale pływało się fajnie. Potem pochodziłam trochę, bo nie powiedziałam, że jest to miejsce u podnóży Monte Cofano. Byłam tu w zeszłym roku, ale wtedy się nie kąpaliśmy.
Wracając zajechaliśmy do prehistorycznej groty Scurati, gdzie jeszcze do lat 50 zeszłego stulecia mieszkali ludzie. Można tam zobaczyć jak żyli, jak pracowali, jak przetwarzali żywność. W Boże Narodzenie w głównej grocie urządzana jest Żywa Szopka, są zwierzęta i ludzie w dawnych strojach. Nasz przewodnik, w niezwykle charakterystyczny sposób pokazywał i opowiadał o życiu w wykutych w grocie pomieszczeniach.
No i wieczorem Lilian przygotowała sutą kolację na bazie frutti di Mare, insalata pantesca, ośmiornica a na deser były owoce kaktusa i winogrona, do tego oczywiście wino – to od pana Noto, i również wino Gianniego. Na kolacji pojawiła się znajoma Gianniego, Giuseppina, dziewczyna z Pantellerii, która pracuje jako kucharka w różnych luksusowych restauracjach. Rozmawialiśmy długo o warunkach życia na wyspach, o problemach z pracą i różnych takich życiowych sprawach… Giusy pochwaliła Lilian za sałatkę (bo pantesca znaczy pantelleryjska ;)
W końcu późno w nocy dotarłam do mojego pałacu…
I to było wczoraj, w sobotę.
Komentarze
Angielskie dzieci, też półnagie ;) i głowy gołe :)