Piszę leżąc wygodnie na moim łóżku w moim domku z widokiem na morze. Jest tu spokój, cisza, jest pięknie... Nie jest łatwo, bo po pierwsze, nie dochodzi tu wifi, będę próbować jakoś sobie poradzić, dlatego piszę offline, i jak znajdę internet, to wkopiuję to co piszę. Nie jest też łatwo, bo plany zobaczenia tu "wszystkiego" oczywiście są nierealne... Pamiętałam, że jest to wyspa dużo większa niż to sobie wyobrażałam kiedy tu przyleciałam po raz pierwszy, ale nie pamiętałam, że jest aż tak duża. Jest tu masa dróg, ścieżek, tras, gór (wulkanów), dolin, różnych cudów wartych zobaczenia. A do tego nie wiadomo jak i gdzie się dostać. Niby są autobusy, ale jak na razie nie wiem, kiedy jadą i dokąd. Na przystankach nie ma rozkładów. W porcie pewno gdzieś są, ale ja jestem 6 km od portu... Myślałam o wypożyczeniu samochodu, ale teraz już o tym nie myślę, zaraz powiem, dlaczego:
Toni - właściciel 2 Kotów zaproponował mi, że skontaktuje się ze swoim znajomym, Peppe, który organizuje wycieczki. Peppe, zapytał co bym chciała zobaczyć, ja powiedziałam, że wszystko, a on na to - a ile masz miesięcy czasu?... Peppe organizuje wycieczki piesze i samochodowe... No, niestety, przekraczają te cuda moje możliwości finansowe, ale umówiliśmy się, że obwiezie mnie po wyspie i pokaże najciekawsze miejsca, taka wycieczka 4 godzinna kosztuje 40 euro. Stwierdziłam, że na to mogę sobie pozwolić, bo to jedyny sposób, żeby faktycznie zobaczyć to, co jest tu do zobaczenia, szczególnie dalej od domu, a potem sama sobie pochodzę tam, gdzie dotrę. No i pojechaliśmy, kazali mi zmienić sandały (trekkingowe) na adidasy. Peppe naprawdę to co robi robi dobrze. Obwiózł mnie po wyspie, zajeżdżaliśmy w różne niezwykłe miejsca, często wysiadaliśmy i szliśmy kawałek. Objaśniał mi bardzo szczegółowo różne wulkanologiczno-geologiczne szczegóły, no bo Pantelleria to wyspa w 100% wulkaniczna (ale jej wulkany są od tysięcy lat nieaktywne). Już po chwili jeżdżenia po tutejszych wąskich, krętych i często stromych drogach stwierdziłam, że o żadnym wynajmowaniu samochodu nie ma nawet mowy!...
Mimo, że byłam wożona i niewiele chodziłam, zmęczyłam się nieźle, w samochodzie było goręcej niż na świeżym powietrzu. Pantelleria jest pięknie kwitnąca, pachnąca...
O moim domu (2 Gatti) trudno mi opowiedzieć, to trzeba zobaczyć... Jest to skrzydło domu-dammuso należącego do Giuliany i Toniego, którzy przyjechali tu z Mediolanu by odmienić całkowicie swoje życie. Spodziewałam się maleńkiego pokoiku z kuchenką na zewnątrz, co zarezerwowałam, a tymczasem Toni przyprowadził mnie do większego domku, gdzie jest łóżko małżeńskie oraz łóżko piętrowe, czyli mogą tu spać 4 osoby, jest kuchnia i łazienka, no i piękny kamienny taras pod typowym tutaj drewnianym dachem pokrytym matą trzcinową. Przez okno widzę morze...
Później pójdę połazić po okolicy, tak sobie myślę, że wezmę komputerek i spróbuję złapać internet, jeśli mi się to uda, to wkleję to co napisałam, jeśli nie, to zrobię to dopiero jak wrócę do Trapani, lub jak trafi się inna okazja wcześniej.
PS Jak widać, udało mi się ;) Ale śmiesznie, bo siedzę sobie na kamieniu tuż nad brzegiem morza, piszę po omacku, bo słońce nie pozwala widzieć, co na ekranie. Ale za to tutaj złapał internet! ;)