Co pewien czas dostaję od Was pytania na temat bezpieczeństwa na Sycylii. Niektórzy piszą wręcz: jak to jest, bo KAŻDY WIE, że na Sycylii nie jest bezpiecznie... Uśmiecham się wtedy, bo przypominam sobie, jak jechałam tam po raz pierwszy: kupiłam sobie kamizelkę z wieloma kieszeniami, a żeby było jeszcze bezpieczniej doszyłam kilka wewnętrznych zapinanych na suwak... Schowałam tam pieniądze, dokumenty, a plecak nosiłam na piersi. I tak ... przez jakieś półtora dnia... Potem kamizelka poszła w kąt, plecak na plecy, a portmonetka wylądowała w plecaku. Nie chodzi o to, że radzę Wam tak właśnie postępować, bo to kuszenie losu, które i w Warszawie może się źle skończyć. Ale właśnie tak: wszędzie, a nie tylko tam!
Na Sycylii jest tak samo bezpiecznie jak u nas, i tak samo niebezpiecznie. Można mieć szczęście i pecha. Można trafić na złodzieja czy nieuczciwego człowieka i tu i tam. Oczywiście, bywają - i tu i tam - bardziej niebezpieczne zakątki, gdzie lepiej się nie zapuszczać. Ale człowiek rozsądny zwyczajnie zwiedzający miasto czy okolicę jest zwyczajnie bezpieczny.
Nie mam 20 lat, tylko kilka razy więcej, więc nie potrafię powiedzieć, jak to jest w przypadku samotnej ładnej dziewczyny. Pewnie może się spotkać z zaczepkami (jak u nas), może z uwagami czy jakimiś gwizdami (może bardziej niż u nas). Ale pamiętam wiele razy jak szłam samotnie również poza miastem, również po zmierzchu i wcale niekoniecznie ktoś kto mnie mijał w samochodzie widział, ile mam lat. Nawet się trochę wkurzałam, że się nikt nie zatrzymał i nie zaproponował podwiezienia, choć fakt, bałabym się. Jak u nas.
Czy ktoś mnie kiedyś okradł na Sycylii? Nie. Ale może to się stanie. W Polsce parę razy się zdarzyło. Czy ktoś mnie oszukał? No, takie małe oszustwa typu włożenia do torebki z kupionymi pomidorami kilku popsutych. Ktoś mi wytłumaczył jak dojść gdzieś choć pojęcia nie miał, jak się tam idzie, pewnie głupio mu było powiedzieć, że nie wie, skutkiem czego drałowałam z bagażem półtorej godziny zamiast 10 minut. O takie malutkie oszustewka.
Weźcie pod uwagę, że podróżuję sama, jestem kobietą, nie jeżdżę po Sycylii samochodem, całymi dniami chodzę często pustymi ulicami czy drogami na peryferiach. Może kuszę los tym co mówię, ale jeśli gdzieś coś mi się stanie, to nie będzie znaczyło, że nie mam racji. U nas też może mi się coś stać.
Opowiem Wam może jedną anegdotkę (z mojej pierwszej podróży). Mazara del Vallo. Idę główną ulicą w bermudach, z plecakiem. Pytam przechodzącą panią: jak dojść do dzielnicy Casbah (dzielnicy arabskiej). Pani patrzy na mnie zdziwiona i nieco przerażona: Czy jest pani pewna, że chce pani tam pójść? - Tak, oczywiście. - No dobrze, trzeba skręcić w tę uliczkę, ale proszę się dobrze zastanowić... Dziękuję, skręcam w tę uliczkę i zaraz znajduję się w innym świecie - wąziutkie jasne uliczki, pusto, ani jednej duszy, dlugie mury, małe okna, uliczki wiją się... Staję na jakimś placyku, robię zdjęcie. Słyszę za mną skuter, zbliża się, zatrzymuje. - No, doigrałam się - myślę. Odwracam się zaniepokojona, widzę chłopaka na skuterze, uśmiecha się i daje mi znak, żebym sobie nie przeszkadzała, mogę robić spokojnie zdjęcie, on poczeka...
A jeśli chodzi o mafię? To już kompletne nieporozumienie. Mafia istnieje, nestety, choć się zmienia. Ale mafia nie zajmuje się turystami (choć macza paluchy w turystyce). Mafia to całkiem inna płaszczyzna... Nie macie szans odczuć jej istnienia. Kto jedzie na Sycylię zobaczyć mafię, niech lepiej pójdzie do kina. A kto boi się jechać na Sycylię bo się boi mafii, może spokojnie kupić bilet na samolot :)
A na koniec, przeczytajcie ten post na blogu La Bella Sicilia :)
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.