Odwiedzając Sycylię stajemy czasami przed trudnymi do zrozumienia i zaakceptowania sytuacjami. O tym, że będąc potomkami wielu różnych nacji, kultur i moralności bywają nieprzewidywalni, już mówiłam tutaj. Dziś chciałabym poruszyć temat trudny i będący czasem przyczyną niechęci niektórych osób do odwiedzenia Sycylii: kwestię czystości, porządku, zaniedbania.
Słyszę czasami przykre uwagi, typu: brudasy... Wedlug mnie Sycylijczycy nie zasługują na takie określenie. Osoby, które tak mówią mają na uwadze to, co widać na ulicach, na przedmieściach. To fakt, śmieci rzucane na ulicę, zapuszczone kamienice robią przykre wrażenie. Ale z drugiej strony - przejedźcie się autobusem - nie poczujecie znajomych u nas zapachów, mimo panujących tam upałów. Jeśli macie możliwość, zajrzyjcie do prywatnych domów - zobaczycie, że jest tam zawsze czysto. Często przechodząc ulicą można zobaczyć jak pani domu sprząta, dopieszcza schody, teren przed swoim domem, balkon. A więc na czym to polega?
Według mnie problem jest głęboko historyczny. Sycylijczycy przez wieki nauczyli się, że ten kto rządzi jest wrogiem, którego należy słuchać, żeby nie mieć problemów, ale nie należy przesadzać z posłuszeństwem. To co nie jest własnością prywatną należało z reguły do najeźdźcy, a więc było obce. Nie chcę wnikać w poczucie odrębności Sycylijczyków w dzisiejszych czasach, ale wielu z nich nadal ma to poczucie, że to co publiczne należy do władzy zewnętrznej, a więc nie należy o to dbać, gdyż byłoby to poparciem tej władzy. A że oprócz władzy zewnętrznej oni mają również wewnętrznego wroga w postaci mafii, więc tym bardziej wszystko co publiczne staje się im obce. Jest to często jedyny sposób na wyrażenie dezaprobaty dla działania tych, co rządzą oficjalnie i nieoficjalnie.
Stąd własne mieszkanie, dom, ogród jest dopieszczony, czyściutki i pachnący, a ulica, plac - nie należy już do mnie, więc niech się nim władza zajmie. Ja takie podejście do własności publicznej pamiętam z mojej młodości, kiedy było wręcz w dobrym tonie tę własność publiczną lekceważyć...
Oczywiście, czasy się zmieniają, ludzie też, a więc coraz więcej jest w wielu Sycylijczykach zainteresowania tym co publiczne, chęci do zmiany, do poprawienia wizerunku miast. Takie zmiany zachodzą powoli, ale postępują.
A wracając do nieprzewidywalności zachowań i rozumowania Sycylijczyków powiem jeszcze jedno: żeby nie było zbyt łatwo to wszystko zrozumieć, ich brak zainteresowania własnością publiczną jest w wielkim kontraście z ogromną dumą i uwielbieniem dla wyspy, na której mieszkają. A więc ulica - nie jest moja, plac nie jest mój, niech się inni nimi zajmują, ale wyspa, morze, słońce, przyroda - to wszystko jest moje, jestem dumny że tu mieszkam, czuję się wybrańcem losu i chcę się z przybyszami dzielić tym co dostałem od losu - stąd gościnność, chęć pomocy:
Kiedyś ktoś w odpowiedzi na moje podziękowanie za pomoc powiedział niezwykle znamienne słowa: "Miałem to szczęście, że się tu urodziłem i nie przestanę nigdy dziękować za to losowi, a żeby się jakoś odwdzięczyć czuję się obowiązany pomagać tym, co nie mieli tego szczęścia co ja, ale chcieliby poznać Sycylię"...