(Ryanair, 5 maja 2011, 1 dzień w Trapani, 1 nocleg w B&B Bella Trapani, 1 na lotnisku, dwa dni w Brukseli)
Zacznę po kolei (być może będę się powtarzać;)), czyli od lotu, który miałyśmy w godzinach późnowieczornych. Pamiętam moment, kiedy samolot zakręcał i kąt nachylenia w stosunku do ziemi wynosił około 90 stopni, cudowny widok na oświetloną Sycylię, wody błyszczące jak wstążki, światła migające w oddali, przecudna sceneria.
Po przylocie czekałyśmy około 30 minut na nasz autobus (tani autobus;)). Kierowca nic nie mówił po angielsku, dlatego bardzo dziękuję za: "Fermata al Porto", tyle byłam w stanie go zapytać, Ola, w związku z tym, że się trochę uczyła włoskiego, potrafiła po włosku kupić nam 2 bilety, w drodze powrotnej i ja to umiałam.:D Sama droga przez autostradę nie była zbyt interesująca, ale gdy wjechałyśmy do Trapani, to moje pierwsze wrażenie: wow! Prześlicznie to wygląda w nocy, zakochałam się od pierwszego wejrzenia.:)
Niemal od razu po wyjściu z autobusu znalazłyśmy B&B dzięki wspaniałym wskazówkom i mapkom, za które jeszcze raz bardzo dziękuję w imieniu swoim i Oli.;) Pani Gabriella nas wpuściła, a pokój pokazywała nam jej córka, która rozmawiała z nami po angielsku, także bezstresowo.:) Co do warunków w B&B, byłyśmy bardzo zadowolone. Pokoik przyjemny, łazienkę miałyśmy tylko dla nas dwóch, czystą, nową, a z niej widok na balkon z kwiatami, bardzo ładnie to wszystko wyglądało, zresztą widok z pokoju też mi się podobał. Tym bardziej, że dla nas czas się wtedy zatrzymał, a ludzie tam żyli codziennym życiem, chodzili do pracy, z zakupami, uczniowie z plecakami, a my wypoczywałyśmy POZA CZASEM.:) Śniadanie skromne, jak to we Włoszech – rogalik i kawa, ale taka prawdziwa włoska, na szczęście miałyśmy ze sobą kanapki z Polski, więc nie musiałyśmy kupować niczego na śniadanie, bo mały rogalik z Nutellą czy dżemem, dla mnie osobiście, to za mało jak na pierwszy posiłek, który w końcu ma dawać siły na cały dzień.:)
Przy wyjściu spotkałyśmy Panią Gabriellę (o kuli), która szła właśnie do szpitala. Wtedy dopiero jej płaciłyśmy i zostawiłyśmy na górze bagaże, nie było z tym żadnego problemu, na szczęście! Bo z torbami nie zrobiłybyśmy nawet 1/5 tej trasy, którą udało się nam zrobić. W B&B dostałyśmy za darmo mapę Trapani, także nie miałyśmy najmniejszego problemu z poruszaniem się tam. No chyba, że wziąć pod uwagę uliczki, które niekiedy były co jedną kamienicę i przeoczałyśmy je, ale tam to kwestia do 20 kroków.:)
Z mapą wyruszyłyśmy na podbój Trapani, na początku napotkałyśmy taki mały park z palmami i fontanną, ale nie chciałyśmy wchodzić, bo pomyślałyśmy – pewnie płatny! Ale ku naszemu miłemu zaskoczeniu zwiedzanie parku było darmowe. Później główną ulicą, ale niestety nie pamiętam nazwy, ruszyłyśmy na Erice i gdy doszłyśmy do kolejki – rozczarowanie – akurat tego jednego jedynego dnia kolejka była nieczynna ze względu na jakieś prace remontowe. A nie wiedziałyśmy o możliwości wjechania tam autobusem, więc tylko doszłyśmy pieszo do połowy wysokości, podziwiałyśmy miasto, port z góry, a potem wróciłyśmy z powrotem na dół.
Następnym celem naszej eskapady była oczywiście PLAŻA!:) Mimo iż nie było upału postanowiłyśmy, że musimy się wykąpać w Morzu Śródziemnym, woda była strasznie zimna, nie mam w zwyczaju się w takiej kąpać, ale podobnie jak w Oceanie Atlantyckim kąpałam się na wyspie francuskiej przy, bagatela, 20 stopniach Celsjusza na zewnątrz (wolę nie wiedzieć, ile miała wtedy woda!), o tyle stwierdziłam, że jak mam pierwszą w życiu okazję zażyć kąpieli w Morzu Śródziemnym, to muszę skorzystać. Było parę osób w wodzie, z tego, co dało się słyszeć, to byli to głównie Polacy, czyli nie tylko my dwie wychodziłyśmy z takiego założenia.:D Najpierw spacerowałyśmy wzdłuż plaży, podziwiałyśmy młyny, które się tam znajdowały. A co do plaży – zastanawiałyśmy się czy to, że są takie brudne jest spowodowane tym, że to okres przed sezonem, więc pewnie jeszcze nikt nie zadbał o to, by tam posprzątać. W drodze powrotnej szłyśmy taką drogą wzdłuż plaży, zbaczając co chwila w uliczki i podziwiając napotkane na drodze budynki i pomniki, dotarłyśmy do „cypelka”, nie wiem czy tak się to nazywa, ale tak zostało to miejsce przez nas nazwane.:)
Stamtąd poszłyśmy do pizzerii, niestety nie bardzo zrozumiałyśmy się z osobami Tm pracującymi i okazało się, że od 17.00 do 18.00 musiałyśmy czekać na otwarcie lokalu, a więc i na upragnioną po całym dniu pizzę – wzięłyśmy taką, którą nam reklamowali, jako miejscowy specjał. Po obiadokolacji poszłyśmy do portu, a potem, gdy zbliżał się zachód słońca szłyśmy taką piękną ulicą z kostki brukowej – niestety nie pamiętam, jak się nazywała, ale była niesamowicie podobna do Floriańskiej w Krakowie – piękna! Wracając do B&B po bagaże znów trafiłyśmy do tego parku, jednak od innej strony – tym razem podziwiałyśmy drzewa z lianami, wspaniałe.
Już z bagażami poszłyśmy do portu i tam czekałyśmy na autobus, który miał nas zawieźć na lotnisko, a ten niestety się spóźniał, co przysporzyło nam nerwów, później gdy kierowca kołował kilka razy i zrobił 2 kółka po tych samych ulicach, trochę się zestresowałyśmy – tym bardziej, że jechałyśmy całą trasę aż do lotniska tylko we dwie z kierowcą, ale na szczęście trafiłyśmy do celu bez problemów.
O 21.30, bo mniej więcej wtedy tam byłyśmy, na lotnisku było jeszcze mnóstwo ludzi, niektórzy spali, więc i Ola położyła się spać, a ja czuwałam nad naszymi bagażami. Koło północy zaczęło się przerzedzać i zostało nas 7 osób, które chciały spać na lotnisku, a tu o godzinie 00.40 – niespodzianka, niemiła zresztą! Panowie z ochrony wyprosili nas na zewnątrz. I całą noc spędziliśmy na ławkach przed wejściem na lotnisko, trochę się bałyśmy – przyznaję, bo ciągle tam jeździły samochody. Na szczęście noc nie była zimna, więc tak bardzo nie zmarzłyśmy, poza tym całą noc latały odrzutowce, co akurat bardzo się nam podobało.:)
Od godziny 2.00 zaczęli się zjeżdżać pasażerowie na pierwsze poranne loty, a o 6.30 było ich aż 3 (nie pamiętam wszystkich destylacji, ale Bruksela i Paryż są dość obleganymi lotami). I o tej 2.00 przyjechało chyba z 6 nastolatków i tak siedziało nas od tej 2.00 blisko 20 osób, otwarcie lotniska dopiero o godzinie 4.30, na ten moment wszyscy czekaliśmy z utęsknieniem! Szybko poszłyśmy do łazienki, ja dokończyłam wieczorną toaletę, której dokończenie było niemożliwe ze względu na sprzątanie toalet. Wieczorem zdążyłam umyć tylko jedną stopę. Bardzo przydatne są wilgotne chusteczki, ponieważ mycie możliwe jest tam tylko w umywalce. Odprawy odbywały się płynnie i sprawnie, ale zastanawiałyśmy się, skąd tam nagle tyle ludzi! I z obsługi i pasażerów, jak na lotnisku czekało nas (koło 6.00 może ok. 30 osób).
Ogólnie nasz wypad uważamy za bardzo udany i nie możemy się doczekać następnego wyjazdu.