Niestety, upływający czas czyni swoje, mimo wszystko…
CZWARTEK 13.09.12
Startujemy z Wrocławia do Paryża/Beauvais, Ryanair nie ma lotów z W-wia do Trapani. Na miejscu jesteśmy ok. 18.40, dwa noclegi w Beauvais - jeden dzień na Paryż - wiadomo, że mało, ale to tylko przystanek w drodze na Sycylie.
SOBOTA
Około 10tej z Beauvais lecimy do Trapani, przelot nad Alpami robi wrażenie, na miejscu jesteśmy ok. 12tej. Trapani wita nas przelotnym deszczem, a wcześniej turbulencjami.
Autobusem jedziemy do dworca kolejowego chłonąc sycylijskie klimaty na zewnątrz, jak i wewnątrz, z dworca idziemy do naszego B&B, pieszo, to ok. 5min. Po drodze mały sklepik prowadzony przez starsze małżeństwo - polecamy. Przed wejściem do B&B spotykamy Polaków z Krakowa, pzdr, czekających na transfer na lotnisko. Pytamy o wrażenia - wszystko ok. poza pogodą - padało, podobno śniadania są dobre, jak się okazało - dobre, to słowo nie na miejscu, były pyszne.
Po ok. 10 min pojawiła się Właścicielka, miła, sympatyczna dziewczyna mówiąca swobodnie po angielsku. Na wstępie ogólne info o Trapani poparte planem miasta z miejscami godnymi odwiedzenia + lokale oferujące miejscową kuchnie, m.in pizzeria Amici Miei - jako fan pizzy, zdecydowanie polecam, wspaniałe pizze i nie tylko.
Wracając do B&B Piazza Vittorio, jedno z najlepszych w jakich nocowaliśmy - śniadania pyszne - ciasta własnoręcznie pieczone przez Mamę właścicielki, owcze (może kozie - nie pamiętam) sery, o pomidorach nie wspomnę, w końcu rajska bruschetta, niestety, nie na co dzień.
Wracając na ziemię, rozpakowujemy bagaże w „pokoju z widokiem na morze”, mamy całe popołudnie, wieczór i noc przed sobą, więc szybki prysznic, melon + morretti od „dziadków” i atakujemy. Idziemy wzdłuż wybrzeża dochodząc do Torre di Ligny, rezygnujemy z wejścia-cena - niestety nie pamiętam, dalej do portu, sprawdzamy połączenia z wyspami (Favignana), zapuszczamy się w stronę centrum szukając polecanego lokalu. Niestety, nie możemy znaleźć, jesteśmy głodni, nie opodal katedry siadamy w przypadkowej restauracji - niezbyt smacznie i drogo, nie polecam.
Sobotni wieczór oferuje specyficzne przedstawienie: ulicami w stronę centrum napływa fala ludzi: kobiety, mężczyźni, młodzież, dzieci, rodziny, wszyscy „odstawieni” jak na wesele. Ulice, skwery, zaułki wypełnia „gorączka sobotniej nocy”, radość życia pulsuje gwarem Sycylii. Niestety, zmęczeni podróżą wracamy zahaczając o lody w okolicach parku - lody-pycha- pani grubo nakłada. W parku nocny koncert. Wyglądamy dziwnie, idąc pod prąd, cóż jutro Erice. Jak wyczytałem w necie- w poniedziałek kolejka działa w określonych godzinach - przerwa techniczna - jak mówiła dziewczyna z Krakowa, dojście do stacji z naszego B&B to ok. 40 min spacerem, tak więc zrobimy, więc-dobrej nocy.
NIEDZIELA
Jak postanowiliśmy, tak czynimy, ok. 9tej- po śniadaniu ruszamy „z buta” na Erice. Idziemy wzdłuż opustoszałej Via Giovanni Battista Fardella rozkoszując się sennym niedzielnym porankiem, obok nas psy z rasy „sycylijskiej”, nic dziwnego, wczoraj my szliśmy spać, a życie rozkwitało. Góra przed nami niby bliżej, jednak wcale nie rośnie w oczach. W bramach, wspomniane wcześniej psy, łapią promienie słońca. Po ok. 50min docieramy do stacji kolejki (od głównej w lewo i po 200m w prawo), pechowo przed nami z autobusu wysypuje się wycieczka, cierpliwie czekamy w kolejce do kolejki. Za nami rosyjskie małżeństwo, chmm, „nada niemnożko pogawarit”, tym bardziej, że Kasia swobodnie włada rosyjskim. Jak się okaże, znajomość rozciągnie się nie tylko na Erice, o tym dalej.
Jest nasz wagonik, koszt to 3.5eu/os, jeżeli dobrze pamiętam, przejazd oferuje pyszny widok na Trapani i nie tylko. O Erice nie będę się rozpisywał, będąc w Trapani należy się tam udać. To kolejne miejsce „mistycznych objawień”- rzeźby w kościołach, bym zapomniał, kupujemy bilet - karnet 5E/os upoważniający nas do wstępu do wybranych miejsc - warto. Rosjanie-Misza mkną przez Erice jak japońska wycieczka, Luba w każdym godnym miejscu cytuje z namaszczeniem rosyjsko-pascalowski przewodnik, nie tak miało być, okazuje się, że w planach mają jeszcze Segeste, namawiają nas na wspólny wyjazd. Nie planowałem Segesty, to miał być dzień dla Erice, jednak przystajemy na propozycje i nie żałujemy. Segesta, wstęp 6E/os, do ruin teatru wspinamy się pieszo, można jechać autobusem w cenie biletu, jednak widoki cudowne - światło robi swoje-nie dziwi włoskie malarstwo, wracamy skrótem. W Trapani wspólna obiadokolacja, noc spędzamy na szwędaniu się po starym mieście, jutro Favignana
PONIEDZIAŁEK
Nie było tak „lettko” jakby się wydawało, chcieliśmy wypłynąć o 9.20, byliśmy 10 min przed czasem, jednak wolnych miejsc już nie było. Kupiliśmy bilety na następny rejs, spotkaliśmy oczekujących Polaków, którzy odpuścili, zaproponowali wyjazd do Segesty-pzdr, jednak Favignana. Następny rejs był o 10.45, kupiliśmy bilety w dwie strony, ostatni rejs z Favignany o 20.20, bilet z Trapani na Favignanę przez Levanzo za dwie osoby to 19.20E, z Favignany do Trapani 17.20, czas oczekiwania wypełniliśmy okolicznym portowym spacerem, kawa i morretti.
Jak wcześniej, statek płynął na Levanzo, następnie na Favignane, po wyjściu z portu prosto do „ronda”, następnie w prawo i w budynku po prawej stronie zaopatrujemy się w mapę wyspy. Wracamy w okolice portu, wypożyczamy rowery 4 E/os, zwrot o 19tej, obok rowery po 5E. Plan jest ambitny - objechać wyspę dookoła, nie udaje się. Z wypożyczalni kierujemy się na Cala Rossa, mapa mapą, jedziemy wzdłuż wybrzeża robiąc przerwy na kąpiel. Docieramy do baru nad brzegiem, przerwa na uzupełnienie płynów, kilkaset metrów dalej kawałek piaszczystej plaży. Robi się coraz później, oczywiste staje się, że nie objedziemy wyspy, luzujemy, ciesząc się tym, co dane jest nam tu i teraz. Modyfikując powrotną trasę, błądzimy, plątanina polnych dróg irytuje gdy czas upływa. Jednak intuicyjnie docieramy do miasta, oddajemy rowery i pakujemy na miasto mając tylko godzinę - mało.
Wieczorny klimat Favignany to luz-totalny luz, czas rozciąga się, jednak my tego czasu nie mamy, z zakupionym morrettim i różnymi serami wracamy do portu. Oczekując na statek, w ciemnościach, robimy „szybką” kolacje. Statek przypływa z 10min opóźnieniem, ostatni do Trapani. Nocny rejs robi wrażenie - zbliżające się światła Trapani i rozświetlone Erice, blisko „domu”, jesteśmy zmęczeni, jutro dzień „luźny”, w planach zaległości z Erice.
WTOREK
Bez pośpiechu, po śniadaniu idziemy wybrzeżem w stronę Erice, gdzie jest to możliwe, idziemy boso plażą. Na wysokości szkoły (tak mi się wydaje) skręcamy w prawo i idziemy przez blokowisko, z balkonów powiewa pranie. Droga dłuży się, jest gorąco, staramy się znaleźć choć troszeczkę cienia, w końcu docieramy do stacji kolejki, kolejny raz Erice. Turystów zdecydowanie mniej, miasto tętni codziennym rytmem, nadrabiamy zaległości z poprzedniego pobytu, chcemy zobaczyć Erice nocą, jednak do nocy jeszcze daleko, wracamy do Trapani, tutaj będziemy włóczyć się o zmroku.
ŚRODA
Dzień zaplanowany na Riserva dello Zingaro, mimo, że właścicielka B&B informowała nas, że większa część rezerwatu z powodu pożaru jest zamknięta, postanawiamy jechać. Poprzedniego dnia na dzisiaj, na 9tą, zarezerwowaliśmy samochód, dociera o11tej. Odwozimy kierowcę do Paceco, dopełniamy formalności, płacimy 40 E umawiamy się na zwrot Pandy pod naszym b&b o 21ej.
Atak na San Vito lo Capo, bez nawigacji drogą wzdłuż wybrzeża, w Polsce wydrukowałem trasę dojazdu i na niej się opieram. Po drodze zatrzymujemy się, aby kupić prosto z bagażnika samochodu owoce, sprzedawca ma starą wagę i czego by na niej nie położył i tak płacimy tyle samo. Przed San Vito skręcamy w prawo i krętą drogą dojeżdżamy do rezerwatu, zostawiamy fiata na parkingu, płacimy 3 E/os, otrzymujemy mapkę rezerwatu oraz info o ok. 2 km odcinku, który możemy zwiedzić, który zawiera dwie plaże.
Nigdy wcześniej nie widzieliśmy spustoszenia jakie może spowodować ogień w tak dużej skali i na tak znacznym obszarze. Z czernią wypalonych kikutów palm kontrastuje soczysta zieleń odradzających się liści, docieramy do groty Dell Uzzo, to wszystko, co możemy zobaczyć. Co raz mniej dnia, wracamy omijając San Vito kierujemy się w stronę Monte Cofano. Dojazd prowadzi szutrowo - piaszczysto-kamienistą drogą w stronę morza, następnie wzdłuż wybrzeża do bramy rezerwatu.
Zostawiamy fiata, jak zawsze mało czasu, idziemy, po drodze spotykamy tylko trzy osoby, fakt że robi się późno, musimy wracać. Spacer zajmuje nam w obie strony ok. 2 godz, wrażenie niedosytu, kiedyś musimy tu wrócić - Monte Cofano to jedno z najpiękniejszych miejsc. W nocnych ciemnościach wracamy do Trapani, jesteśmy 10min przed terminem zwrotu samochodu, czekamy pół godziny, jesteśmy coraz bardziej głodni, wysyłamy smsa z info gdzie będziemy -„Amici Miei’. Około północy wracamy, fiat dalej stoi, jutro nasz ostatni dzień w Trapani, przed nami Palermo.
CZWARTEK
Ustalamy, że jedziemy pociągiem, po śniadaniu idę kupić bilety, wracam, pakujemy się, umawiamy się odnośnie kluczy, zostawiamy klucze od samochodu, żegnamy się i idziemy na ostatni spacer po Trapani. Ostatni raz stare miasto, park, wracamy po bagaże i idziemy na dworzec, wejście na perony robi wrażenie, po prostu tonie w zieleni.
Co raz bliżej godziny odjazdu, a pociągu nie widać, robi się nieciekawie. Pytam się kolejarzy o pociąg - okazuje się, że jedziemy autobusem z przed dworca. Jedziemy krętymi bocznymi drogami od stacji do stacji, kierowca trąbi przed każdą, trąbi także ostrzegawczo przed każdym niewidocznym zakrętem. Nie żałuję „komunikacji zastępczej”- mały wycinek okolic Trapani wiodący bocznymi drogami do Alcamo, tam przesiadamy się na pociąg. Miejscami droga prowadzi wzdłuż wybrzeża, jakbyśmy jechali pociągiem po plaży.
Po 16tej jesteśmy w Palermo, nieco błądzimy, jak zawsze po fakcie, okazuje się, że droga jest bardzo prosta-10,15min od dworca spacerem do naszego b&b Al 316 przy Corso Vittorio Emanuele -miejsce idealne - 100 metrów do Quattro Canti, praktycznie centrum.
Jak zawsze w b&b: plan miasta i info odnośnie miejsc godnych uwagi + lokalna kuchnia, samo b&b takie sobie, mogłoby być lepiej, to tylko nocleg i śniadanie-kawa, herbata, musli, rogalik, dżemy. Kuchnia przypomina skład rzeczy wiecznie potrzebnych + w gablocie wystawka kosmetyków Avon, w łazience pod prysznicem brodzimy po kostki w wodzie. Pomaga, nieco, zakupiony w markecie przy via Venezia „włoski kret”.
Idziemy zapoznać się z najbliższą okolicą, bym zapomniał, po przyjeździe do Palermo, Trapani i okolice wydają się być oazą ciszy i spokoju, Palermo to zupełnie inna bajka, mrowisko z wetkniętym w środek kijem i dla kontrastu: puste zaułki lub kameralne parki. Wracając do najbliższej okolicy, to Piazza Pretoria z fontanną „wstydu’ i Piazza Bellini. Obiadokolacje ‘wciągamy” w polecanej pizzerii „Bellini”-pizza taka sobie. Przed nami kawałek nocnego Palermo, dochodzimy do Teatro Massimo, krążymy po okolicznych uliczkach-pusto, dziwnie, brudno…
Jutro kolejny dzień.
PIĄTEK
Po porannej toalecie, atak na via Venezia - pomidory, sery i pieczywo, w kuchni korzystamy praktycznie tylko z gorącej wody, Fabrizio robi oczy jak przysłowiowe 5zeta widząc nasze śniadanie, cóż Fabrizio, mogłoby być odrobinkę lepiej u Ciebie. Po śniadaniu idziemy via Roma w kierunku dworca kolejowego i sprawdzamy godziny odjazdu autobusu jadącego na lotnisko, następnie Orto Botanico, wstęp 5 E/os, wg mnie warto-rajska wyspa w oceanie miejskiego chaosu, chwila egzotycznego i nie tylko oddechu. Obok Villa Giulia - wstęp bezpłatny, wiele marmurowych rzeźb. Idąc wzdłuż nabrzeża dochodzimy przez porta Felice do via Vittorio Emanuele, wracamy do b&b. Wieczorem ruszamy na Ballaro, warto zobaczyć. Dzieci, ba nawet wnuki pracowników naszego sanepidu miały by tu zapewnioną pracę aż do tuskowej emerytury, jak dla mnie klimat jest ok. Poruszając się „lettko’ chaotycznie docieramy do Katedry i wracamy.
SOBOTA
Nieco dziwnie, mimo wszystko, postanawiamy zobaczyć katakumby, wstęp to 3 E/os. Przed wejściem można kupić różne „pamiątki” związane z tym miejscem, zdecydowanie nie polecamy, wrażenie przygnębiające.
Wracając dochodzimy do Katedry, którą tym razem podziwiamy w blasku słońca, następnie bocznymi uliczkami docieramy do Teatro Massimo, później do Politeama, dalej idziemy w kierunku portu. Krążąc zaułkami, odnajdujemy sympatyczne miejsce na obiad, dalej, tak „bez celu” odwiedzamy różne dziwne miejsca i dochodzimy do Al 316, po chwili odpoczynku, wyruszamy na ostatni spacer po Palermo. Wychodząc, przypadkiem trafiamy na procesje, robi wrażenie, jeszcze chwile „kręcimy się” po najbliższej okolicy, jutro powrót o świcie.
NIEDZIELA
Koniec, słaby sen…, o świcie opustoszałą via Roma dochodzimy do dworca, autobus jadący na lotnisko (aeroporto Falcone Borsellino) odjeżdża z przed dworca kolejowego, bilet kosztuje 6,1 E/os. Z Palermo lecimy do Bolonii, tutaj mamy ok. 6godz przerwy i lot do Wrocławia. Zostawiamy bagaż w przechowalni (6 E/ i autobusem za 6 E/os jedziemy do centrum aby wypełnić wolny czas do odlotu.
W Bolonii byliśmy w zeszłym roku /2011/, tak więc miejsce nie jest nam obce, śniadanie, kawa, leniwy spacer. Tu widać różnicę między północą i południem (Sycylia). Po Bolonii w niedzielne południe paraduję w klapkach, w krótkich spodniach i zakupionym na Favignianie słomkowym kapeluszu, z lekkim zarostem na ogorzałej sycylijskim słońcem twarzy, brakuje tylko psa „rasy sycylijskiej”. Malec idący z rodzicami przed nami co chwilę się odwraca zacieszając, w końcu mówi dwa razy: „vagabonda”, rodzice nie mącąc niedzielnego spaceru zachowują kamienny wyraz twarzy. Tak kończy się sycylijska przygoda, powrót na lotnisko, lot do W-wia i późnym wieczorem jesteśmy w domu.
PS nie opisywałem zabytków, muzeów, kościołów, to wszystko można znaleźć w każdym przewodniku lub Internecie. Planowaliśmy w tym roku krótki wyjazd na Sycylie, niestety, możliwy termin urlopu Kasi-sierpień przekreśla te plany, ruszamy totalnie na północ-Norwegia?!
Pzdr: Kasia i Krzysiek
(Zdjęcia z podróży w galerii)