Mieszkańcy Vulcano, tej niewielkiej wyspy w archipelagu wysp Liparyjskich przeżywają w tej chwili dramatyczne chwile. Wzmożona działalność wulkanu Gran Cratere na wyspie Vulcano jest niepokojąca, ale największym problemem stała się ogromna emisja gazów wulkanicznych, nie tylko z krateru, ale też wielu miejsc w pobliżu portu (kiedy byłam na Vulano widziałam w bardzo wielu miejscach takie maleńkie dziurki w ziemi, skąd wydobywał się pachnący siarką gaz). Ponieważ gazy te w takim stężeniu mogą być szkodliwe a wręcz śmiertelne, władze wyspy zdecydowały o conocnej ewakuacji mieszkańców z terenów w pobliżu wulkanu oraz portu.
Chodzi o to, że gaz gromadzi się nisko przez co może być szczególnie groźny dla ludzi podczas snu, gdy mogą nie zauważyć objawów zatrucia. Mieszkańcy tych terenów na noc przenoszą się na dalsze, wyższe tereny, jeśli mają do kogo, a osoby, które nie mają takiej możliwości przenoszone są do obiektów hotelowych. W dzień mogą wracać do swoich domów, jednak obawiają się o przyszłość, bo nie wiadomo jak długo potrwa ta sytuacja, co będzie dalej, co się stanie z ich dobytkiem, pracą. Vulcano żyje z turystyki, w tej chwili wstęp na wyspę dla osób, które tam nie mieszkają jest zamknięty...
Sytuacja nie do pozazdroszczenia, co prawda mieszkańcy wyspy zdają sobie sprawę, że żyją jak na puszce prochu, jednak żyją tak od pokoleń... Jestem duszą i sercem z Vulcano i życzę wyspiarzom, żeby jak najszybciej mogli spać we własnych domach...