Polskie słowo "wyspa" właściwie nie znaczy nic więcej, jak jedynie ląd otoczony ze wszystkich stron morzem. Natomiast włoskie "isola" niesie w sobie coś bardzo szczególnego: przede wszystkim kojarzy się z izolacją. Isolani, mieszkańcy wyspy, to ludzie, żyjący w izolacji - również dziś jeszcze, a w dawnych czasach szczególnie. Isola, to nie tylko miejsce, skąd mamy piękne widoki, gdzie niedaleko jest morze i plaże, gdzie można pływać, nurkować, odpoczywać. Dla mieszkańców mieszkać na wyspie oznacza dostosować się do tam panujących warunków, to konieczność akceptacji praw przyrody, to świadomość, że jeśli morze nie pozwoli, nie da się wypłynąć i nic się na to nie poradzi. Kto mieszka na wyspie ten zdaje sobie sprawę z potęgi natury o wiele bardziej niż my, którym wydaje się, że możemy wszystko. Szacunek do praw przyrody, współistnienie z nimi to główna cecha wyspiarzy.
Po włosku istnieje powiedzenie: "isola sull'isola". czyli wyspa na wyspie. Oznacza ono człowieka, który choć mieszka wśród innych ("na wspólnej wyspie"), to tworzy odrębną jednostkę, zamyka się przed innymi, izoluje się, niełatwo do niego dotrzeć tak jak na wyspę.
Sycylijskie wyspy bywają różne, są takie, które znajdują się blisko lądu i kursuje tam wiele łodzi, statków, wodolotów, żyje się tam prawie tak samo jak na lądzie (pamiętajmy, że tym lądem jest dla nich Sycylia, czyli też wyspa, jak mówią ;) ). Takie jak Favignana, Levanzo (Egady). Są wyspy dalej położone, ale jednak dobrze skomunikowane z lądem dzięki lotnisku (Lampedusa, Pantelleria). Są duże wyspy, na których warunki życia codziennego zbliżone są do warunków w mieście, gdzie są drogi, miasteczka a w nich to co na ogół w niedużych miastach się znajduje (Pantelleria, Lipari, Salina, Favignana). Bywają jednak i takie wyspy, które nie tylko znajdują się daleko od lądu, ale warunki na nich są szczególnie trudne do życia a dotarcie niełatwe, a w niektórych warunkach pogodowych - niemozliwe - jak Marettimo, Alicudi, Ginostra - maleńka wioska na Stromboli tak położona, że z portu Stromboli można tam dotrzeć jedynie drogą morską a jedynym środkiem transportu są tam muły.
Zastanawiałam się jak to jest, że ludzie na tych wyspach, mimo ogromnie trudnych warunków życia, braku kontaktu ze światem zewnętrznym mieszkali tam przez stulecia, dostosowywali się do warunków, budowali domy i żyli tam z pokolenia na pokolenie, a dziś na tych wyspach zostało ich tak niewielu, wiele domów niszczeje, młodzi najczęściej szukają lepszego, łatwiejszego życia na lądzie. Trudno im się dziwić, choć jednocześnie, są to chyba te najpiękniejsze wyspy, ze wspaniałymi widokami, gdzie człowiek milknie wobec potęgi i piękna przyrody. Dlaczego przez stulecia mieszkali tam, a dziś już nie chcą tam zostać?
Myślę, że mieszkali tam właśnie dlatego, że byli odizolowani od reszty swiata, z którym praktycznie nie mieli żadnego kontaktu. Myśleli, że życie po prostu takie jest, nie wiedzieli, że może być inaczej... Że - na przykład jak na Alicudi, nie ma dróg ani nawet prawdziwych ścieżek, wszędzie prowadzą schodki, w górę i w dół, setki schodków, kamieni, i tak po prostu musi być... Jest pięknie, bo nie ma chyba na tej wyspie domu, z którego nie rozciągałby się widok zapierający dech w piersiach. Lecz żeby zbudować ten dom trzeba na plecach własnych i na grzbiecie muła każdą potrzebną rzecz wwieźć na górę, oczywiście, wcześniej zdobyć ją gdzieś na lądzie (to dziś), wcześniej - nauczyć się budować i stwarzać sobie wszystko co do życia potrzebne z tego, co można znaleźć na wyspie. Kto tak żył z dziada pradziada i nie wiedział, że można inaczej, może coś tam słyszał od żeglarzy, ale nie wiadomo nigdy, czy to prawda czy jakieś bajanie - ten nie widział innych możliwości jak przystosować się do tego życia. Potem jednak przez tę całą izolację zaczęły się przedzierać nowe wiadomości, nowe możliwości, ktoś wsiadł na statek i wyjechał, ktoś może wrócił i opowiedział, że gdzie indziej żyje się łatwiej. Rozwinął się transport morski, ludzie zaczęli pływać "na ląd", zobaczyli miasta, samochody, sklepy. Dużo, dużo później, bo zaledwie parę dziesiątek lat temu zainstalowano na wyspie prąd, dotarła telewizja, jeszcze później internet. Na Alicudi jest szkoła, do której chodzi kiIkoro dzieci... Potem do gimnazjum trzeba popłynąć na Lipari, a może dalej, a tam już łatwo zobaczyć, jak żyją inni, pozazdrościć... I choć ta wyspa to nadal isola, odizolowana od świata, to mieszkańcy, szczególnie ci młodzi zaczęli masowo opuszczać wyspę, szukając łatwiejszego życia. Oddali piękne widoki, spokój, ciszę za życie bez izolacji...
Nie tylko jednak na tych skrajnie trudnych do życia wyspach mieszkańcy borykają się z trudnościami. Wyobraźmy sobie sytuację, że ktoś choruje, zrani się, że kobieta oczekuje dziecka. Na mniejszych wyspach może znajdzie się punkt sanitarny, z czymś poważniejszym trzeba płynąć do szpitala, a jeśli sprawa jest pilna, jedyną pomocą może być helikopter sanitarny. Jednak wiem, że nawet na dobrze zorganizowanych, większych wyspach, jak Pantelleria, Lampedusa mieszkańcy walczą o utworzenie punktu chemioterapii czy oddziału położniczego - aby urodzić, kobiety muszą wcześniej popłynąć tam, gdzie jest szpital... To tylko jeden z przykładów, z jakimi borykają się ludzie, mieszkający na wyspach.
Warto wiedzieć, że na wielu z nich nie ma wody pitnej, nie ma źródeł, woda pitna dostarczana jest statkiem cysterną, podobnie jak wiele artykułów, które my kupujemy po prostu w sklepie za rogiem. Wszystko dobrze, jeśli jest lato, morze jest spokojne i promy czy wodoloty kursują regularnie. Jednak nie zawsze jest tak wspaniale. Jesienią, zimą szczególnie do małych wysp bywa że tygodniami nawet nie mogą dotrzeć statki ze względu na silną falę. Tak bywa na przykład na Stromboli, szczególnie od strony Ginostry, na Alicudi czy na Marettimo.
Wyspy, szczególnie te trudne tracą mieszkańców. Odwiedzając je można zobaczyć wiele opuszczonych domów. Część z nich należy do tych, co wyemigrowali, do ich rodzin, potomków. Wydaje mi się, że jest na świecie wiele osób, które marzą o życiu w takim odizolowanym miejscu, gdzie światła uliczne nie tłumią blasku gwiazd, widok z tarasu olśniewa a cisza i spokój koi zmęczone nerwy. Odkąd na wszystkie chyba już wyspy dociera internet myślę, że mogłyby być dobrym miejscem dla osób, które pracują online, dla których odosobnienie nie jest wygnaniem a wręcz przeciwnie. Dla których nie jest (również finansowo) problemem przemieszczanie się, gdy jest to konieczne, promem czy wodolotem, których stać na opłacenie muła, żeby dostarczyć materiały budowlane, wyposażenie domu itp. Mam więc nadzieję, że z czasem te porzucone domy wypięknieją a na wyspach pojawią się nie tylko turyści, ale też coraz więcej stałych mieszkańców.